Tytuł: | To co musimy utracić, czyli miłość, złudzenia, zależności niemożliwe do spełnienia oczekiwania, których każdy z nas musi się wyrzec, by móc wzrastać |
Autor: | Judith Viorst |
Wydawnictwo: | Zwierciadło |
Ilość stron: | 490 |
Rok wydania: | 2020 |
Na wstępie nie będę owijać w bawełnę – książka jest wymagająca. I właśnie dlatego jest strasznie warta tego, by ją przeczytać. Kawałek po kawałku. To nie jest wciągająca historia, którą czyta się w jeden wieczór. To rozprawa ze wszystkim, co w ciągu życia musimy (serio, musimy) utracić, by móc wzrastać. To niezwykły życiowy proces, gdzie za stratą stoi swoista nagroda – adaptacja, spokój ducha, pełniejsze czerpanie z okresu życia, w którym obecnie się znajdujesz.
Ale ma to swoją nieuchronną cenę.
Opisane przez autorkę straty nie są oczywiste. Na wczesnych etapach życia nie są nawet świadome, ale towarzyszące im emocje wpływają na zachowanie dziecka i jego opiekunów. Wraz ze wzrostem, upływem czasu, dojrzewaniem zmieniamy się my sami, co jest oczywiste i dzięki temu przeżywamy różne stany, ale otoczenie także coś przeżywa w związku z naszą zmianą. Nie żyjemy w próżni społecznej i właśnie dlatego książka ta świetnie pokazuje kilka ludzkich perspektyw jednocześnie, co daje szersze spojrzenie na życie.
Ten długi tytuł książki, nie bez powodu jest zdaniem wielokrotnie złożonym. Zawarcie w tytule tego co dzieje się w tej pozycji to spore wyzwanie. Nie da się tego skrócić, a tytuł skrócony „To co musimy utracić…” zupełnie zmienia postać rzeczy. Książka opisuje wszystkie najważniejsze, dotyczące każdego człowieka starty, jakie niesie naturalny bieg życia. Sama postawiona teza, że żyjąc musimy coś tracić może wydawać się przytłaczająca. I chyba sama tak podeszłam do tej książki znając tylko tytuł.
Dlaczego ja muszę coś tracić?
Czy ktoś mnie pytał o zdanie czy ja chce tej straty?
A może wolę zostać w tym miejscu, w którym jestem, by nie musieć mierzyć się z tymi trudnymi uczuciami jakimi są smutek, żal, złość (a czasem szok) – czyli nierozłączną „paczką znajomych”, którzy zawsze towarzyszą stracie?
Może ja nie chce tego przeżywać?
Jakim prawem w ogóle jakaś amerykańska Pańcia mówi mi, że ja coś muszę?
Takie były moje myśli przed sięgnięciem po tą książkę. Poruszenie było dość wyraziste, dlatego tym bardziej postanowiłam ją przeczytać, żeby zrozumieć swoje emocje i myśli. Dziś dziękuję sobie, że zdecydowałam się na tą pozycję pokonując początkowy opór i niechęć.
W książce Judith Viorst znajdziecie psychoanalityczne, dogłębne podejście do biegu życia człowieka, gdzie strata jest jego nieodłącznym elementem. Książka dzieli się na kilka części a każda z nich na rozdziały, opisujące poszczególne straty na ważnych etapach życia, przykładowo:
„Wysoka cena oddzielenia” – opisuje akt przyjścia na świat noworodka, który jest całkowicie zależny od matki i traci bezpieczne miejsce życia jakim jest łono.
„Najpełniejsza więź” – opisuje więź między matką a dzieckiem, która jest niepowtarzalna, unikalna, głęboka i gwarantująca przeżycie. Na tym etapie dziecko doznaje straty matki, która z oczywistych względów nie zawsze może przy nim być.
„Samodzielne trwanie” – opisuje okres, w którym dziecko powoli zaczyna rozumieć, że jest oddzielnym bytem, ciekawym świata i zdolnym do życia bez matki, ale zawsze chce do niej wrócić bo świat jest wielki, przerażający i niezrozumiały.
Jest to książka, którą każdy powinien przeczytać ale z małym zastrzeżeniem – może okazać się trudna dla osób, które mają opór przed zaglądaniem w głębokie zakamarki ludzkiej egzystencji – niekoniecznie te opowiadające o naszej dobroci, altruizmie i dobrym wychowaniu. W tej książce słowo człowieczeństwo jest obecne w całej okazałości – dbanie o innych miesza się z egoizmem. Żądze i popędy kierują naszym postępowaniem, owinięte w bawełnę społecznie akceptowanych zachowań. Nienawiść i miłość tańczą razem na jednym stołku.
Przesadzam? Sami zobaczcie:
„Psychoanalitycy twierdzą, że kobiety, które w swoich fantazjach mają za kochanka ojca, mogą nieświadomie cierpieć z powodu poczucia winy. W sytuacji przeciwnej – synów, których kochankami są w wyobraźni matki – twierdzenie to może mieć jeszcze częstsze potwierdzenie w rzeczywistości. Wielu mężczyzn zaczyna przejawiać impotencję, gdy żony zbytnio przypominają ich matki; impotencja ta chroni ich przed złamaniem tabu, jakim jest kazirodztwo. Jakie mogą być tego skutki, widać w przypadku Artura, który sądził, że rozwiąże swój problem, zdobywając kochankę, i gdy ta zaczęła mu >>matkować<<- znowu popadł w impotencję”
I poważnie – jest to losowo wybrany fragment z książki. Powiedziałabym – o średnim poziomie ciężkości przekazu jakim charakteryzują się książki psychoanalityczne. Jeśli kompletnie do ciebie nie przemawia, to proponuję zacząć od zgłębienia wiedzy na temat podejścia psychoanalitycznego, bo książka w konsekwencji może okazać się niezrozumiała, głupia, zboczona, pochrzaniona etc.
Nie znajdziesz tam ochów i achów nad ludzką egzystencją. Ból, pot i łzy. Ale to tylko jedna strona monety. Po drugiej masz piękno, wiedzę, miłość, rozwój i samorealizację. Uznanie dla tych dwóch stron życiowej monety, daje pełen obraz życia takim jakie ono jest. Autorka z wielkim kunsztem, należytą powagą, humorem i lekkością łączy te dwa bieguny.. Dotyka zarówno przyziemnych popędów jak i duchowości. Niezwykle lekko wplata wątki humorystyczne i literaturę piękną (nie-stety amerykańską, dlatego nie wszystkie analogie mogą być jasne w trakcie czytania). Wszystkie zaprezentowane teorie są poparte wiedzą i doświadczeniem terapeutki.
Tej książki się nie czyta. Ją się przeżywa. Nieważne na jakim etapie życia jesteś – będziesz mógł/mogła spojrzeć na przód i wstecz, by lepiej zrozumieć siebie. Nawet jeśli jesteś u kresu swojego życia, w kłopotach, w kryzysie – tam znajdziesz ukojenie.
Kiedy zobaczyłam tytuł tej książki czułam niepokój, trochę złości i opór. Po przeczytaniu czułam się bogata i spokojna. Moje odczucia po zakończeniu tej pozycji to dla mnie najlepsza osobista recenzja.
Skomentuj